niedziela, 10 lutego 2013

Szczęśliwa mama.

Na wstępie przepraszam za tak długi okres nieodzywania się, ale pochłonęły mnie różne zajęcia a później moja córeczka się rozchorowała (w tym momencie jeszcze walczymy z chorobą, liczę na to, że uda się obejść bez antybiotyku). A jak wszystkie mamy wiedzą - choroba maluszka to nic przyjemnego.

Jestem mamą siedem miesięcy. I mimo, że miałam całe dziewięć na przygotowanie się do tej chwili, nie miałam pojęcia, jak bardzo moje życie się zmieni.

Do momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Amelię, nie zdawałam sobie sprawy z tego, co mnie czeka. Myślałam, że wiem jak to wszystko będzie wyglądać, czytałam gazety i książki oraz słuchałam doświadczenia innych. Na jedno nikt mnie nie przygotował - na ogrom miłości, jaka pojawia się, kiedy dziecko przychodzi na świat. Naprawdę, wiele razy wyobrażałam sobie ten moment, ale rzeczywistość przeszła wszystkie moje oczekiwania. Miłość, jaką darzy się swoje dziecko jest nie do porównania z niczym innym. Poród miałam naprawdę ciężki, do tego stopnia, że byłam przekonana - ba, nawet zarzekałam się w myślach kilkukrotnie! - że to moja ostatnia ciąża, że nigdy więcej, nie ma takiej opcji. Kiedy jednak usłyszałam pierwszy krzyk Amelci i zobaczyłam jej buźkę, przytuliłam i przystawiłam do piersi, przekonałam się, że nawet o tak dużym bólu można szybko zapomnieć. I zostaję przy swoim, chciałabym mieć trójkę. :)


Tymczasem minęło siedem miesięcy, moja kruszynka stała się już dużą i coraz bardziej samodzielną dziewczynką. Siedzi, gaworzy i rozbraja mnie swoim "tata" (filmik powyżej na dowód - ciekawe, czy kiedyś doczekam się "mama", hmmm), czołga się, przewraca na wszystkie strony. Za moment zacznie raczkować, myślę też że doczekamy się pierwszego ząbka. Potrafi obdarzyć mnie takim spojrzeniem, że cała topnieję. Dosłownie, ma mnie w garści - bo zrobiłabym dla niej wszystko, bez wyjątku. Bycie mamą zmieniło we mnie naprawdę wiele rzeczy. Zauważyłam też, że wstępują we mnie ogromne pokłady siły i złości, gdy ktoś nawet w żartach mówi coś niemiłego do Amelii - i jestem gotowa dosłownie rzucić się na niego, rozszarpać, pokazać gdzie jego miejsce. I nie panuję nad tym. :)

Moje życie naprawdę różni się od większości moich rówieśników - nie mam sesji, którą mogłabym się przejmować, nie imprezuję, zapomniałam, co to alkohol, większość czasu spędzam w domu, jakby nie patrzeć a moje problemy dotyczą zupełnie odmiennych kwestii. Wiem, że pewnie jest cała masa osób, która mi współczuje i uważa, że się zmarnowałam, ale ja jestem naprawdę CHOLERNIE SZCZĘŚLIWA. Żyję w otoczeniu osób, które kocham i które kochają mnie, spędzam dnie z najwspanialszym cudem na świecie. I wiem, każda mama uważa tak o swoim dziecku :), ale Amelcia jest naprawdę przecudowna!

I jako dodatek do tej optymistycznej notki, parę zdjęć autorstwa mega utalentowanej Oli Byczkowskiej. Proszę państwa - oto moja Melcia :)



 Powiedzcie mi, jak przy takiej słodkiej kruszynce nie być szczęśliwym? :)

piątek, 1 lutego 2013

Styczniowa aktualizacja włosowa

Nowy miesiąc - czas więc na podsumowanie moich włosów w styczniu. :)


Jak z realizacją moich planów na styczeń?
1. Udało mi się nałożyć hennę khadi orzechowy brąz, walcząc z moim balejażem z sierpnia. Pisałam o tym osobną notkę. Niestety, w tym momencie henna wypłukała się już w dużym stopniu i chociaż jest lepiej, niż było, to wciąż nie jestem zadowolona. Blond pasemka wciąż widać. Myślę jednak, że comiesięcznym hennowaniem zniweluję ten kolor.
2. Przed prawie każdym myciem nakładałam olej na długość - najpierw z pestek winogron, który działał u mnie fantastycznie. Dawał niesamowitą miękkość. Później przerzuciłam się na osławiony olejek z Alterry - migdały i papaja. Tu - małe rozczarowanie, bo efekty nie były tak spektakularne, jak przy poprzednim. Dodatkowo drażnił mnie trochę cytrusowy zapach. Sam olejek okazał się też mało wydajny, według mnie nie jest wart 17zł. Ponieważ olej z pestek winogron mi się skończył, przerzuciłam się znów na oliwkę babydream.
Nakładałam również olejek na skalp - Khadi, o którym wspominałam miesiąc temu. Efekty przeszły moje oczekiwania :)
3. Próbowałam znów pić drożdże, ale mój żołądek się zbuntował :)
4. Do mycia używałam szamponu Alterry kofeina i biotyna - jestem z niego bardzo zadowolona, tym bardziej że jest wydajny. Po jego skończeniu przerzucę się na kolejną Alterrę, tym razem morela i pszenica.
5. Po każdym myciu nakładałam odżywkę lub maskę, najczęściej wzbogaconą olejkiem rycynowym lub miodem na min. pół godziny pod czepek. Następnie odżywkę bez spłukiwania. 
Stylizowałam włosy zaledwie dwa razy, przez nałożenie żelu i ugniatanie.
Byłam zmuszona też użyć dwa razy suszarki z gorącym nawiewem - sytuacja awaryjna, bo musiałam niespodziewanie wyjść z domu a jednak zdrowie jest dla mnie ważniejsze :). Zabezpieczyłam więc włosy dużą ilością jedwabiu z silikonem, który później zmyłam mocniejszym szamponem.

zdjęcie z lampą
Wczoraj też zabrałam się za mierzenie włosów... i tu spotkało mnie zaskoczenie! Długość od czubka głowy do najdłuższego miejsca (widać, że mam pocieniowane w U) wynosiła 54cm kiedy były one jeszcze mokre, tak więc przed skrętem. Pod koniec grudnia zapisałam sobie 51cm, trochę nie mogłam uwierzyć w tak duży przyrost, sprawdziłam więc pasemko kontrolne. Okazało się, że jest o 2,5cm dłuższe! Jestem pewna, że tak duży przyrost to zasługa olejku Khadi. Jest on drogi, ale bardzo bardzo wydajny (z tego co widzę, wystarczy mi jeszcze na pół roku) i jak widać, działanie ma niesamowite. Mógł się do tego też przyczynić olejek rycynowy i fakt, że codziennie rano jem siemię lniane. Tak czy siak - jestem bardzo zadowolona. :)

Zauważyłam też zdecydowanie zmniejszone wypadanie włosów, na co wpływ może mieć fakt unormowania się już u mnie hormonów po ciąży i wszystkie te szalone zabiegi pielęgnacyjne. Z włosów w styczniu jestem zadowolona, chociaż bez szczególnego "szału". :)