piątek, 25 października 2013

Rok bloga - reaktywacja!

Czeeeeść wszystkim, witam ponownie! :)
Dość długo mnie tu nie było... część z Was zauważyła nawet, że blog został chwilowo zamknięty i pisała do mnie w tej sprawie. Muszę przyznać, że było to miłe z Waszej strony i zmotywowało mnie do powrotu.
Na zamknięcie zdecydowałam się, bo nie chciałam pisać postów o niczym... nie jadłam zdrowo, nie ćwiczyłam a pisanie tekstów o tym, jak to nie chce mi się nic robić byłoby bezcelowe.
Na szczęście jednak zdążyłam się ogarnąć.
Gorsze chwile ma każdy - najważniejsze to z nich wyjść z podniesioną głową i z ogromem energii przystąpić do realizacji swoich celów. Teraz jestem znów pełna zapału, chęci i optymizmu.
Taaaak, znowu.
Znowu "zaczynam", znowu chcę zmienić wszystko, znowu wierzę w to, że mi się uda. Bądźmy realistami, prawdopodobnie znów przyjdzie taki dzień, kiedy przestanę w to wierzyć, ale nie to jest najważniejsze.
Nie ważne, ile razy upadasz - ważne, ile razy się podnosisz. Więc jeśli będzie trzeba, mogę zaczynać po raz kolejny i kolejny... tak długo, jak będę szła we właściwą stronę. :)

Tym razem jednak blog będzie na nieco innych zasadach. Po pierwsze: włączona zostaje moderacja komentarzy. Blog jest moim miejscem w sieci, stąd mam czerpać motywację, radość i chęć do działania. Nie potrzebuję tutaj marudzących złośników (będących notabene moimi "znajomymi"), którzy na każdym kroku mieliby podcinać mi skrzydła. Wybaczcie, ale szczerze mówiąc, Wasze zdanie mnie nie obchodzi. Wszystkie tego typu komentarze nie będą publikowane, więc nie macie się co spinać. Inaczej jest z konstruktywną krytyką i dobrą radą - tą zawsze chętnie przyjmę, o ile zostanie wyrażona kulturalnie i bez złośliwości.
Po drugie: zamierzam pisać trochę więcej od siebie, zamiast powielać to, co już zostało napisane. I nie spinać się, przede wszystkim. Pisanie ma mi sprawiać przyjemność a nie być przykrym obowiązkiem.

Dzisiaj mija rok, odkąd założyłam bloga. I bardzo dużo się w tym czasie zmieniło - po pierwsze, zdałam sobie sprawę, że będąc mamą wciąż jestem kobietą a dbanie o siebie nie jest dziwnym wynaturzeniem tylko rzeczą naturalną. Nauczyłam się, że trochę zdrowego egoizmu jest w porządku: wyjście na siłownię i zostawienie córki pod opieką taty czy babci nie jest z mojej strony samolubnym porzucaniem dziecka. W końcu nawet ona ma z tego niezłe korzyści - ćwiczenia uwalniają endorfiny, więc mama ćwicząca = mama szczęśliwa, mająca więcej cierpliwości i tym samym lepiej zajmująca się dzieckiem. Nie generalizuję, ale tak jest w moim przypadku. Siedzenie w domu bez wymagań, nie stawianie sobie wyzwań skutecznie mnie demotywuje i sprawia, że jestem drażliwa, rozleniwiona a to na pewno nie pomaga mojemu maleństwu się rozwijać. Wystarczy trochę ruchu i od razu chętniej do wszystkiego podchodzę. :)
Poza tym, że schudłam trochę kilo i paru złych nawyków pozbyłam się na zawsze (do niektórych wróciłam, z niektórymi wciąż walczę), ten rok naprawdę miło wspominam. Zaczęłam się ruszać - ja, wielki przeciwnik zajęć na wf-ie, wymigujący się przy każdej okazji! I mało tego, zaczęło mi to sprawiać przyjemność. A to naprawdę cholerny sukces.

Dlatego tym bardziej wracam tu z radością - to miejsce pomogło mi się "ogarnąć", dzięki blogowi poznałam masę nowych, interesujących ludzi i zaczęłam więcej od siebie wymagać.

Mam nadzieję, że tym razem będę bardziej systematyczna. Miłego dnia :)